Witaj drogi czytelniku.

Bardzo bym chciała opowiedzieć Ci o miłości dwojga kochających się ludzi. O pożądaniu, beztrosce i bezgranicznej młodzieńczej ufności. Chciałabym wprowadzić Cię w świat moich bohaterów, w momencie gdy całe ich życie diametralnie się zmienia. Nie jest to kolejna opowieść o mdłych relacjach, więc jeśli takowej poszukujesz to nie tędy droga. Uczucie, które tu się rozwija jest szalone, wręcz opętane i całkowicie zakazane.

Drogi czytelniku proszę Cię o chwilę uwagi, namysłu. Zależy mi, żebyś poświęcił mi chwilę swojego czasu, chwilę swojego życia i przez ten krótki moment gdy będziesz to czytał był wraz ze mną, widział oczami moich bohaterów, przeżywał całą historię wraz z nimi. Mam nadzieję, że ty również będziesz się przy tym dobrze bawić.

środa, 26 listopada 2014

Opowiadanie: Błagam, wróć.

 Prolog - próba samobójcza.
Metalowe ostrze ponownie styka się z moim okaleczonym już nadgarstkiem, napotykając żylastą przeszkodę ciągnę jeszcze mocniej i pewniej świadoma, że zaraz przywita mnie mrok, a całe ciepło z mojego ciała wyparuje pozostawiając po sobie nic nie wartą masę ciała. Strużka krwi wypełnia ranę i obficie plami moje odświętne ubranie, które co raz to bardziej nasiąka czerwoną cieczą. Wiem że każda sekunda przybliża mnie ku śmierci, ku sinych ustach i odległych bajkach o aniołach, Bogu, piekle. Ciekawe gdzie będzie dane mi spędzić wieczność, jak myślisz? Dla samobójców nie ma miejsca w niebie, ale może Bóg witając mnie u swoich bram przytuli mnie mocno do siebie wiedząc, że dał mi za dużo do udźwignięcia. A co jeśli powitają mnie płonące bramy w mroku z Lucyferem na czele? Nie ważne, wolę gotować się w kotle całą wieczność niż zaistnieć choćby minutę dłużej na tym nic nie wartym świecie. Niech się stanie co ma się stać, rozwiewam zmartwienia paroma łykami piwa pozwalając by samotna łza słabości spłynęła po moim policzku ginąc na tle innych, bardziej wyrazistych i pełniejszych, wyrzucam je wszystkie z siebie tworząc kolejny potop tym razem przezroczystej słonej dawki skropionych emocji. Wiesz co? Każdy z nas ma gdzieś granicę wytrzymałości, ja znajduje się już tak daleko za nią, że sama nie wiem kiedy i gdzie tak naprawdę ją przekroczyłam. Pozwalam by głuchą ciszę wypełnił mój histeryczny śmiech odbijający się echem od ścian zrujnowanego budynku, w głowie zaczyna mi wirować co sprawia, że czuje się jak na jakimś pieprzonym wesołym miasteczku. Kawałek po kawałku odchodzę zostawiając moje własne piekło na ziemi, wyzbywając się wszystkiego co kocham, ale i czego nienawidzę.
-Hej, Amelia jesteś tu?! -W mojej głowie roznosi się donośny męski głos. Czy to mój umysł płata mi figle? O ironio! tego mi brakowało bym w ostatnich chwilach życia. Wymyślenia sobie nieistniejącego przyjaciela, który będzie moim spowiednikiem i aniołem śmierci. -Amelia, co ty wyprawiasz?! - Ktoś mnie obejmuje, czuje ciepłe ramiona otulające moje ciało, przykładające je do piersi, słyszę przyspieszony rytm serca nieznajomego. Otwieram ciężkie już powieki by dostrzec mojego towarzysza jednak cały obraz jest jakby za mgłą. Odczuwam silny uścisk na nadgarstkach co wprawia mnie w osłupienie i złość.
-Zostaw, daj mi odejść. Nie widzisz, że sobie umieram?-  Próbuje by moje słowa brzmiały groźnie, odstraszająco, poważnie jednak nie jest to łatwe przy wirującym świecie i półprzytomnym już umyśle.
-Zostajesz, rozumiesz? Nie pozwolę Ci umrzeć ! Cholera co ty najlepszego zrobiłaś?! - Uśmiecham się pod nosem, znajduje się w ramionach mojego przyjaciela. To miło umierać przy kimś bliskim prawda? Jego głos drży, martwi się o mnie, gada nie od rzeczy zupełnie bezsensowne rzeczy, które nawet nie muskają moich bębenków. Nagle rejestruje dziwny ruch, wyciąga telefon, od razu trzeźwieje i wykorzystuje resztki sił by zareagować.
-Igor oni tym razem mi nie popuszczą. Zamkną mnie jak wariatkę w czterech ścianach w pokoju bez klamek i okien, proszę Cię. Tylko nie pogotowie.. - Nie mogę oddychać, czuje jak dławię się powietrzem, jestem na wyczerpaniu sił. Pozwalam by moja głowa opadła ponownie na tors Kamila i wyrównuje oddech.
- Proszę Cię, daj mi umrzeć. Błagam.. - Szepczę mu do ucha, po czym mój świat ginie w mroku, to koniec.


poniedziałek, 20 stycznia 2014

Opowiadanie: Zakazana miłość.

Rozdział I - Impreza.


    Każdy z nas chyba gna do dorosłości, jednakże ja pragnęłam jej dużo bardziej niż ktokolwiek. Otóż moi rodzice są dobrze sytuowani, co w dużym stopniu wpłynęło na to jak mnie wychowali, a przede wszystkim na to jak wysoko postawili mi poprzeczkę, co do życiowych osiągnięć. Już od dziecka wymagano ode mnie bym uczęszczała na przeróżne zajęcia dodatkowe, obozy kształcące oraz inne tego typu rzeczy. Obowiązków było dużo, a czasu niestety bardzo mało, przez co nigdy nie miałam go zbyt wiele dla siebie. Każda godzina mojego życia była z góry na coś przeznaczona i byłam z niej skrupulatnie rozliczana. Myślę, że jedynym z powodów ich nad gorliwości był mój o 4 lata starszy brat Rafał. Otóż już od najmłodszych lat wszczynał on bunt przeciw rygorystycznemu wychowaniu rodziców. Awantury, których był powodem stały się w naszym domu porządkiem dziennym. Tym więcej ograniczeń mu narzucano, tym więcej było w nim motywacji by pokazać rodzicom jak bardzo one go nie dotyczą. Podziwiałam jego odwagę, wiarę w swoje przekonania i wytrwałość. Podziwiałam i podziwiam do dnia dzisiejszego. Zresztą, od kiedy tylko pamiętam znajdowałam w jego osobie wsparcie i zrozumienie. Wypowiadał słowa, których ja bałam się wypowiedzieć, walczył o moje dobra w czasie, kiedy ja byłam zbyt słaba by walczyć. Był moim ideałem i wzorem do naśladowania. No, ale wracając do rodziców. Potrafili oni do tego stopnia ingerować w moje życie, że mówiono mi nawet, z kim mam prawo się przyjaźnić, a z kim definitywnie unikać jakiegokolwiek kontaktu. Na całe szczęście w gimnazjum znalazłam swoją bratnią duszę w córce jednej z zaprzyjaźnionych nam rodzin. Rozumiałyśmy się bez słów, a po razem spędzonym czasie uśmiech nie schodził mi z ust. Daria nie była w cale kolejną nudną snobką, ale zwariowaną optymistyczną zielonooką dziewczyną o kasztanowych włosach do ramion i śniado białej karnacji. Po pewnym czasie zaczęłam też spotykać się z moim pierwszym w życiu chłopakiem Arturem. Stało się to trochę pod naciskiem rodziców, którzy uważali go za idealnego kandydata. Rozumiałam ich, w końcu był on bardzo poukładany i miał dużo perspektyw na przyszłość no i co dla nich najważniejsze pochodził z zamożnej rodzinny. Wyłącznie mój brat był przeciwny temu związkowi, nieustannie mi powtarzał, że jest on egoistycznym snobem, który nie jest wart nawet mojego jednego spojrzenia. Faktycznie był on lekko wyniosły oraz zarozumiały, ale trudno było go za to winić. Dobrze zdawałam sobie sprawę, że wyniósł takie zachowania z domu.

Miałam 17 lat, gdy całe te pokręcone, love story się zaczęło. A właściwie to było to tak:

Lipiec, ciepły piątkowy wieczór. Z Darią od dłuższego czasu planowałyśmy tą noc. To miało być coś wielkiego, wyjątkowego i totalnie nowego. Pierwszy raz w życiu miałyśmy iść na prawdziwą dyskotekę. Trudno nawet teraz mi opisać jak wielka była nasza ekscytacja. Każdy najmniejszy szczegół zaplanowałyśmy z ogromnym wyprzedzeniem czasu. Nawet na zakupy udałyśmy się specjalnie z myślą o tej wyjątkowej nocy. W przeciwieństwie do Dari, która miała kompletnie odmienny temperament, ja wybrałam dość skromny strój, nie chciałam się rzucać w oczy. Sama myśl, że ktoś mógłby nas rozpoznać przyprawiała mnie o zawroty głowy. No, więc rozsądnie włożyłam na siebie białą bluzkę ¾ i czerwoną
rozkloszowaną spódnice. Do tego czarne szpilki, cieliste rajstopy oraz czarną torebka przyozdobioną ćwiekami. Makijażem oraz fryzurą zajęła się nasza wspólna znajoma, która była fachowcem w tej dziedzinie. Oczywiście nie obyło się bez drobnej opłaty, ale prawdę mówiąc to, co w tych czasach jest za darmo

-Nie wiem czy to oby na pewno dobry pomysł. - Oznajmiłam, gdy stanęłam w pełni gotowa przed lustrem. Dziewczyna po drugiej stronie szkła, całkowicie różniła się ode mnie. Jej długie blond włosy były idealnie upięte w ślicznego koka. Kolorowe soczewki kontaktowe oraz makijaż w stylu smokey podkreślał jej niebieskie oczy, a czerwone usta sprawiały wrażenie dużych i namiętnych. Cera prezentowała się idealnie po zabiegach i kosmetykach, które na nią nałożono. To nie byłam ja tylko zupełnie obca mi osoba.

-Wspaniały! Dużo czasu i energii poświęciłyśmy żeby wyglądać jak wyglądamy, więc odłóż na bok rozsądek i wszelkie niepewności, wychodzimy. – Daria była konsekwentna w dążeniu do celów, które sobie założyła. Nie unikała wyzwań, a wręcz przeciwnie łaknęła adrenaliny.

-A jak nam się nie spodoba? - Wciąż nie byłam przekonana, niepewność zjadał mnie od środka.

-To wrócimy do domu. Nie martw się na zapas, ubieraj buty. - Oznajmiła posyłając mi niecierpliwe spojrzenie.

-No dobrze, dobrze. - Odparłam wkładając śliczne szpileczki na nogi.

Może i śliczne, ale wierzcie mi na słowo, strasznie nie wygodne. Na całe szczęście pod domem czekała już na nas taksówka, która zabrała nas prosto pod klub „Wszystko dla ludzi”. Cieszył się on dobrą opinią w mieście, a co ważniejsze znajdował się spory kawałek od naszych domów, dzięki czemu miałyśmy pewność, że w takich klimatach nie obraca się żaden znajomy naszych rodziców, który złośliwie mógłby przekazać im, że ich dzieci są niewychowane oraz zepsute do szpiku kości odwiedzając po nocach kluby zamiast siedzieć w domu przy lampce i książkach. W środku było potwornie głośno, zdezorientowane usiadłyśmy z Darią przy barze i zamówiłyśmy po piwie. Z perspektywy czasu wydaje mi się, że od razu dało się zauważyć, iż to nasz pierwszy raz. Rozglądałyśmy się, co chwile wracając do siebie wzrokiem i wymieniając uśmiechy. Z przerażeniem obserwując nasze rówieśniczki, które tańczyły w wyzywający sposób niemalże pół nagie na parkiecie. Nasza niewinna postawa wyraźnie również wzbudziła zainteresowanie bo nie musiałyśmy czekać długo by dosiadło się do nas dwóch chłopaków już na pierwszy rzut oka nieco starszych od nas.

-Może drinka dziewczyny? – Zapytał jeden z nich i nie czekając nawet na naszą odpowiedź zamówił dwa.

-To miłe, ale ja dziękuje. – Odparłam grzecznie gdy barman podał nam zamówienie.

-Ja również. – Daria solidarnie poszła w mój ślad.

-Nie krępujcie się. Ja stawiam.

-Nie jesteśmy zainteresowane. Możesz sobie odpuścić. – Skwitowałam bez owijania w bawełnę.

-Dziewczyny, nie bądźcie takie sztywne. – Gość wyraźnie nie miał zamiaru dać sobie spokoju.

-Chłopcy słuchajcie nie bądźcie tacy natrętni. – Poprosiła Daria. Jeden z nich wywrócił oczami i odeszli z zrzedniętymi minami udając się na dalsze łowy. Zdaje mi się, że obie odetchnęłyśmy z ulgą i na spokojnie dalej obserwowałyśmy sytuacje próbując się w czuć w klimat tego miejsca.



-Hej Emilka! Spójrz tam. – Daria pochyliła się w moją stronę i gestem głowy wskazała w kierunku grupki chłopaków. Przełknęłam głośno ślinę, dobrze ich znałam. Niejednokrotnie nas odwiedzali, byli to bowiem dobrzy kumple Rafała. Kumple oraz zmory rodziców, powody tysiąca kłótni. Ci z pozoru zwyczajni chłopcy nie znali żadnych ograniczeń, nie zależało im na dobrej opinii innych ludzi, nie przejmowali się konsekwencjami swoich poczynań. Typowi „bad boys”, nie zawracałabym sobie nimi dłużej głowy gdyby nie fakt, że cała ich grupka bacznie nas obserwowała. Po dłuższej wojnie na spojrzenia, dwóch z nich zaczęło iść w naszym kierunku. ‘Chcą zamówić piwo to wszystko’ - powtarzałam sobie bez przerwy by uspokoić nerwy. Miałam cichą nadzieję, że żaden z nich mnie nie pozna, w innym przypadku informacje o miejscu mojego pobytu owej piątkowej nocy natychmiast dotarłyby do mojego brata. Pierwszy zbliżył się blondyn z harmidrem na głowie i niebieskich oczach. Szepnął Darii parę słów na ucho i tyle wystarczyło jej by znikła na parkiecie. Przez chwilę ogarnęła mnie nawet złość, że tak mało jej trzeba by mnie zostawić bez słowa. Drugi z nich zaś zajął jej miejsce koło mnie. Woń męskich perfum, jego zniewalający uśmiech oraz wielkie brązowe oczy bezpośrednio mi się przyglądające zupełnie zbiły mnie z tropu .Gdy uświadomiłam sobie, że wpatruję się w niego równie intensywnie, co on we mnie natychmiast zawstydzona i zażenowana spuściłam wzrok.

-Daj spokój, nie wstydź się mnie. - Jego szept rozległ się w moim uchu. Tak naprawdę to dobrze zdawałam sobie sprawę, kim jest osoba siedząca obok. Nazywał się Alex, ciężko było go nie zapamiętać. Był obiektem westchnień nie jednej z dziewczyn, czemu w ogóle się nie dziwie. Jego uroda nawet mnie onieśmielała. Często miałam okazje przyjrzeć mu się z boku gdyż uczęszczaliśmy do jednej szkoły.

-Spieprzaj.- Warknęłam i zamówiłam sobie wódkę z colą dla rozluźnienia sytuacji. Alex wyraźnie był rozbawiony moim zachowaniem, ale zupełnie go ignorując czepiłam się swojego drinka łapczywie wlewając go w siebie. Natychmiast zamówiłam drugiego.

-Twój brat by nie uwierzył gdybym mu pozwiedzał o tym, co teraz widzę. -Poczułam ciarki na całym ciele, w klubie było strasznie głośno, więc gdy mówił coś w moim kierunku czułam jego oddech na szyji. Zmierzyłam go wzrokiem.

-Nie musi wiedzieć.

-A moim zdaniem powinien. - Droczył się widząc moje poirytowanie i wyraźne zaniepokojenie.

-Twoje zdanie mało mnie obchodzi.- Przyjęłam postawę obronną, jak zawsze gdy ktoś zakłócał moją przestrzeń osobistą.

-Wyluzuj mała, chodź na parkiet. Ruch jest wskazany przy takich ilościach alkoholu. – Nie czekając na moją odpowiedź zabrał mi drinka stawiając go poza zasięgiem mojej ręki, po czym złapał mnie za nadgarstek i przyciągnął delikatnie do siebie. Spojrzałam mu zawstydzona w oczy.

-Dobrze. - Odparłam natychmiast by jak najszybciej zakończyć tą krępującą dla mnie chwilę. Na całe szczęście Alex był dobrym tancerzem, a ja szybko zdołałam wkręcić się w rytm muzyki i muszę przyznać, że nawet nieźle się przy tym bawiłam. Jednakże po parunastu piosenkach mój partner został porwany przez jednego z „bad boysów”.

-Uważaj na siebie, do później. – Rzucił mi tylko w pośpiechu na pożegnanie puszczając mi przy tym oczko i zniknął w tłumie. Gdy złapałam chwilę oddechu dopiero doszło do mnie jak bardzo się zmęczyłam, a może nawet nie tyle ja, co moje stopy, które rozpaczliwie wołały o pomoc. Wróciłam do baru by chwilkę odetchnąć i zamówiłam drinka z lodem kojąc przy tym pragnienie, które straszliwie mi dokuczało. Daria wciąż się bawiła, uśmiech z jej twarzy nie schodził nawet na chwilę, aż miło było popatrzeć. Nie chcąc jej przeszkadzać, wyszłam na dwór trochę się przewietrzyć. Jednak to, co tam zobaczyłam zbiło mnie kompletnie z tropu. Przed knajpą stał mój dawny przyjaciel Tomek, a wokół jego szyi zaciśnięta była ręka owego przystojniaka, z którym tańczyłam przed paroma minutami. Chłopak puścił Tomka i uderzył go tak mocno, że upadł on na ziemię. Rozejrzałam się prędko, dookoła stało pełno ludzi „Dlaczego nikt nie reaguje?!” – Rozległo się echo w mojej głowie.

-Zostaw go! - Krzyknęłam najgłośniej jak tylko umiałam biegnąc w ich stronę. Oprawca mojego przyjaciela przeniósł wzrok na mnie i uniósł pytająco brew. Tomek podniósł się na nogi, ale natychmiast dostał po raz kolejny i znowu wylądował na ziemi.

-Zostaw go do cholery! - Powtórzyłam się klękając przy Tomku.

-Wszystko dobrze? - Zaczęłam czule głaszcząc go po głowie. Z nosa leciała mu krew.

-Możesz się nie wtrącać? – Rzucił z wielką pretensją jego oprawca. W jednej chwili coś we mnie pękło, poczułam jak ciepło roznosi się po całym moim ciele niosąc ze sobą falę gniewu i złości. Dziś wiem, że to napoje alkoholowe sprawiły, że puściły mi wszystkie wewnętrzne hamulce.

-Nie, nie mogę! Jak się potrzebujesz dowartościować to mogę opłacić Ci parę wizyt u psychologa żebyś nauczył się z tym radzić. A póki, co to nie mam zamiaru siedzieć cicho jak te wszystkie matoły w okół i patrzeć jak krzywdzisz mojego przyjaciela. Odwal się dobra?! - Wywarczałam w jego kierunku, próbując zignorować cichutki głosik w mojej głowie, który podpowiadał mi, że uczucie strachu w tej sytuacji jest jak najbardziej wskazane. W końcu osoba, do której się kierowałam należała do ludzi nieobliczalnych. Dwoje z jego kolegów zaśmiało się pod nosem, on sam zaś zacisnął dłonie w pięść tak mocno, że wszystkie żyły na jego rękach uwidoczniły się. Jego szczęka zaczęła nerwowo drgać.

-Emila! - Krzyknęła Daria wychodząc chwilę za mną z klubu z blondynem za rękę.

-Powiedz swojej koleżance żeby zeszła mi z drogi. - Syknął Alex, gdy Daria podeszła bliżej. Byłam przekonana, że go zignoruje i poprze moją postawę. Niestety zawiodłam się, złapała mnie za rękę robiąc przerażoną minę. Tchórz, była tak samo tchórzliwa jak wszyscy. Jeszcze bardziej rozłoszczona wyrwałam się jej i podeszłam do niego tak, że nasze ciała dzieliły zaledwie milimetry.

-Nie myśl, że wszystko Ci wolno. Nie potrafisz sobie nawet sam z dziewczynom poradzić? – Szepnęłam, serce o mało nie wyskoczyło mi z piersi.

-Bez żartów, przestań go prowokować! – Rozkazał blondyn podenerwowany.

-Nie!- Sama się zdziwiłam ile stanowczości i determinacji było w moim głosie. Alex bez chwili zastanowienia popchnął mnie lekko, natychmiast upadłam na ziemie. Wszystko przez te buty pomyślałam, gdy tylko moja dupa poczuła bolesne uderzenie. Bez chwili zastanowienia zdjęłam je dając przy tym ukojenie moim zmęczonym stopom i cisnęłam nimi tak mocno jak tylko umiałam o Alexa.

-To nie jest zabawa czy ty to kurwa zrozumiesz? –Blondyn próbował przemówić mi do rozumu. Nie dziwię mu się, po minie Alexa wnioskowałam, że za parę sekund mnie rozszarpie. Nie postanowiłam jednak dać mu za wygraną, postawiłam na swoim.

-Pieprzony dupek z Ciebie! - Krzyknęłam wyciągając telefon z torebki. Zamarł on w miejscu bacznie obserwując moje poczynania. Wbiłam numer 997 i nacisnęłam zieloną słuchawkę.

-Dobry wieczór. Nazywam się Emila Król prosiłabym o radiowóz na ulice ..- I w tej chwili poczułam tylko jak czyjaś ręka zatyka mi usta.

-Uspokój się. - Szepnął cicho Alex. - Rozłącz się Emilko, powiedz, że to jednak fałszywy alarm. Zostawiłem go, proszę nie rób czegoś z niczego - Szeptał dalej cichutko.

-Halo jest tam Pani? - Usłyszałam zaniepokojony głos po drugiej stronie słuchawki.

-Tak jestem, wie pan, co? Jednak obejdzie się bez policji. Sytuacja się uspokoiła. Dziękuje za fatygę, dobranoc. - Rzuciłam i natychmiast się rozłączyłam.

-Jesteś nieznośna. – Oznajmił zły podnosząc się ze powrotem do pozycji stojącej, ja dalej siedziałam na ziemi dumna jak paw.

-Przynajmniej nie chodzę jak tykająca bomba! - Odpyskowałam.

-Załóż buty.- Rozkazał podając mi szpilki.

-Nie mam zamiaru, są straszliwie niewygodne. – Mruknęłam podnosząc się. – Przecież gdybym je lubiła to szkoda by mi było narażać je na niebezpieczeństwo z powodu takiego kretyna jak ty. – Usatysfakcjonowana puściłam mu oczko, podczas gdy on wpatrywał się we mnie piorunującym wzrokiem. Tomek, który zdążył już wstać na nogi i tamował cieknącą krew.

-Tomciu wszystko dobrze? - Zapytałam troskliwie wyciągając z torebki chusteczki higieniczne.

-Tak w porządku. - Wymamrotał tylko, w jego oczach malowała się wdzięczność.

-Zadzwonię po taksówkę co? – Zaoferowałam, zależało mi by dotarł bezpiecznie do domu.

-Jestem samochodem, nie trzeba.

-Chyba żartujesz, w takim stanie nie będziesz jechał! – Zaprotestowałam.

-Jestem tu z znajomym, on jest kierowcą. Nie martw się .. – Wyjaśnił.

-No dobrze, to zmykaj już. Zadzwoń do mnie jak będziesz w domu, jedźcie ostrożnie - Odparłam uśmiechając się do niego szeroko próbując tym gestem dodać mu otuchy. Odszedł bez słowa, oszołomiony tym co dzieje się wokół.

-Jesteś zadowolona z siebie? - Wysyczał Alex. Gdyby mógł to najprawdopodobniej wyszedł by z siebie i stanął obok.

-Skoro koniecznie musisz wiedzieć, to tak jestem. – Odparłam zgodnie z prawdą.

-No już stary daj na luz, dziewczyna ma ostry charakter i dobrze. – Wtrącił się niski zielonooki brunet z ciepłym uśmiechem na ustach. Również należał do ich grupy, ale do tej pory przyglądał on się jedynie biernie całemu zdarzeniu.

-Przytemperował bym trochę ten charakterek. – Oświadczył już zdecydowanie łagodniej.

-I nawzajem. – Zaczęłam się droczyć, uśmiechnął się jakby zrozumiał dobre intencje.

-Emilio, obiecuje Ci, że jeszcze dostaniesz nauczkę za swoje dzisiejsze zachowanie. – To zdanie nie brzmiało w jego ustach jak groźba, raczej jak obietnica.

-Coś czuje, że będę musiała się upominać o tą nauczkę. – Chyba nie umyślnie zaczęłam z nim flirtować.

-Nie martw się, sprawdzę tylko czy na trzeźwo też jesteś tak odważna.

-Mhm. – Mruknęłam. – Wracamy do domu, jestem wykończona i kompletnie pijana. – Skierowałam się do Darii, nerwowo kiwnęła głową i zadzwoniła po taksówkę.



Do jej przyjazdu bez przerwy czułam baczny wzrok chłopaków na sobie, Daria najwyraźniej również, bo odezwała się dopiero jak wsiadłyśmy.

-Emilka, jesteś kompletnie stuknięta. – Oznajmiła podekscytowana.

-Daria to był kiedyś nasz przyjaciel, czemu mnie nie poparłaś? – Zapytałam z wyrzutem.

-Byłam w szoku, zresztą Alex nie jest osobą, której powinno się przeciwstawiać, dobrze o tym wiesz! – Próbowała znaleźć jakiś rozsądny argument na swoje usprawiedliwienie.

-Mam w nosie kim on jest. Właśnie przez takie przymykanie oka myśli, że wszystko może.

-Zrozum, nikt nie chce mieć problemów.

-A co to miało znaczyć, że tak nagle bez słowa mnie zostawiłaś? Przecież w ogóle nie znałaś tego chłopaka ! – Czepiłam się nagle ni z tond ni zowąd.

-No widzisz to nie do końca tak. - Jej policzki w ciągu kilku sekund przybrały purpurowy kolor.

-A jak? - Rzuciłam wiedząc, że coś jest na rzeczy.

-Nie mówiłam Ci o tym wcześniej bo wiedziałam, że zaraz mnie skrytykujesz. Ten owy nieznajomy to Dawid, piszemy jakoś od miesiąca, w międzyczasie spotkaliśmy się z dwa razy.

-Ty żartujesz prawda? – Jej słowa straszliwie mnie zabolały. Nie mogłam w to uwierzyć, moja najlepsza przyjaciółka nie mówiła mi na bieżąco o tak ważnych sprawach jak sprawy sercowe.

-Nie. Bałam się, że odradzisz mi spotykania się z nim, a ja się z Tobą zgodzę bo pewnie to by było słuszne zachowanie.

-Daria, jesteś moją przyjaciółkę. Poprę Cię w każdej decyzji, nawet jeśli będę uważać, że nie jest ona dobra. Nie narzucam Ci ograniczeń, nie jestem Twoją matką, zależy mi na Twoim szczęściu. Za kogo ty mnie masz? – Nie ukrywałam nawet rozżalenia w moim głosie.

-Przepraszam. Naprawdę miałam zamiar Ci o tym powiedzieć, nie gniewaj się.

-Masz szczęście, że nie potrafię. Chociaż w tej sytuacji bardzo bym chciała.

-Kochana jesteś. I niesamowicie odważna! –Przytuliła mnie mocno.