Witaj drogi czytelniku.

Bardzo bym chciała opowiedzieć Ci o miłości dwojga kochających się ludzi. O pożądaniu, beztrosce i bezgranicznej młodzieńczej ufności. Chciałabym wprowadzić Cię w świat moich bohaterów, w momencie gdy całe ich życie diametralnie się zmienia. Nie jest to kolejna opowieść o mdłych relacjach, więc jeśli takowej poszukujesz to nie tędy droga. Uczucie, które tu się rozwija jest szalone, wręcz opętane i całkowicie zakazane.

Drogi czytelniku proszę Cię o chwilę uwagi, namysłu. Zależy mi, żebyś poświęcił mi chwilę swojego czasu, chwilę swojego życia i przez ten krótki moment gdy będziesz to czytał był wraz ze mną, widział oczami moich bohaterów, przeżywał całą historię wraz z nimi. Mam nadzieję, że ty również będziesz się przy tym dobrze bawić.

Opowiadanie: Błagam, wróć.

Prolog - próba samobójcza.

Metalowe ostrze ponownie styka się z moim okaleczonym już nadgarstkiem, napotykając żylastą przeszkodę ciągnę jeszcze mocniej i pewniej świadoma, że zaraz przywita mnie mrok, a całe ciepło z mojego ciała wyparuje pozostawiając po sobie nic nie wartą masę ciała. Strużka krwi wypełnia ranę i obficie plami moje odświętne ubranie, które co raz to bardziej nasiąka czerwoną cieczą. Wiem że każda sekunda przybliża mnie ku śmierci, ku sinych ustach i odległych bajkach o aniołach, Bogu, piekle. Ciekawe gdzie będzie dane mi spędzić wieczność, jak myślisz? Dla samobójców nie ma miejsca w niebie, ale może Bóg witając mnie u swoich bram przytuli mnie mocno do siebie wiedząc, że dał mi za dużo do udźwignięcia. A co jeśli powitają mnie płonące bramy w mroku z Lucyferem na czele? Nie ważne, wolę gotować się w kotle całą wieczność niż zaistnieć choćby minutę dłużej na tym nic nie wartym świecie. Niech się stanie co ma się stać, rozwiewam zmartwienia paroma łykami piwa pozwalając by samotna łza słabości spłynęła po moim policzku ginąc na tle innych, bardziej wyrazistych i pełniejszych, wyrzucam je wszystkie z siebie tworząc kolejny potop tym razem przezroczystej słonej dawki skropionych emocji. Wiesz co? Każdy z nas ma gdzieś granicę wytrzymałości, ja znajduje się już tak daleko za nią, że sama nie wiem kiedy i gdzie tak naprawdę ją przekroczyłam. Pozwalam by głuchą ciszę wypełnił mój histeryczny śmiech odbijający się echem od ścian zrujnowanego budynku, w głowie zaczyna mi wirować co sprawia, że czuje się jak na jakimś pieprzonym wesołym miasteczku. Kawałek po kawałku odchodzę zostawiając moje własne piekło na ziemi, wyzbywając się wszystkiego co kocham, ale i czego nienawidzę.
-Hej, Amelia jesteś tu?! -W mojej głowie roznosi się donośny męski głos. Czy to mój umysł płata mi figle? O ironio! tego mi brakowało bym w ostatnich chwilach życia. Wymyślenia sobie nieistniejącego przyjaciela, który będzie moim spowiednikiem i aniołem śmierci. -Amelia, co ty wyprawiasz?! - Ktoś mnie obejmuje, czuje ciepłe ramiona otulające moje ciało, przykładające je do piersi, słyszę przyspieszony rytm serca nieznajomego. Otwieram ciężkie już powieki by dostrzec mojego towarzysza jednak cały obraz jest jakby za mgłą. Odczuwam silny uścisk na nadgarstkach co wprawia mnie w osłupienie i złość.
-Zostaw, daj mi odejść. Nie widzisz, że sobie umieram?-  Próbuje by moje słowa brzmiały groźnie, odstraszająco, poważnie jednak nie jest to łatwe przy wirującym świecie i półprzytomnym już umyśle.
-Zostajesz, rozumiesz? Nie pozwolę Ci umrzeć ! Cholera co ty najlepszego zrobiłaś?! - Uśmiecham się pod nosem, znajduje się w ramionach mojego przyjaciela. To miło umierać przy kimś bliskim prawda? Jego głos drży, martwi się o mnie, gada nie od rzeczy zupełnie bezsensowne rzeczy, które nawet nie muskają moich bębenków. Nagle rejestruje dziwny ruch, wyciąga telefon, od razu trzeźwieje i wykorzystuje resztki sił by zareagować.
-Igor oni tym razem mi nie popuszczą. Zamkną mnie jak wariatkę w czterech ścianach w pokoju bez klamek i okien, proszę Cię. Tylko nie pogotowie.. - Nie mogę oddychać, czuje jak dławię się powietrzem, jestem na wyczerpaniu sił. Pozwalam by moja głowa opadła ponownie na tors Kamila i wyrównuje oddech.
- Proszę Cię, daj mi umrzeć. Błagam.. - Szepczę mu do ucha, po czym mój świat ginie w mroku, to koniec.

Brak komentarzy: